wtorek, 11 września 2012

Nowe... Nieznane... Ukochane...


Rosalie

Przetarłam zaspane oczy, odnajdując swoim spojrzeniem popołudniowe promienie słońca, nieudolnie skrywające się między koronami wielkich, rozłożystych drzew. Przeciągnęłam się na siedzeniu i starannie złożyłam czerwony koc w kratę, który po chwili wylądował na tylnym siedzeniu maminego, granatowego Chevroleta. Z zaciekawieniem przyglądałam się krętej, asfaltowej drodze, która już od godziny prowadziła nas przez gęsto porośnięty las do nowej i jak mawiała moja mama: ,,lepszej przyszłości''. Po kolejnej godzinie jazdy obraz za szybą nadal znacząco się nie zmienił. Cała ta podróż zaczęła mnie na nowo nużyć, przez, co ponownie sięgnęłam po mój poczciwy czerwony koc w kratę, który był jedyną pamiątką po tacie.
- Rosie, nie zasypiaj, już dojeżdżamy. - usłyszałam melodyjny głos mamy. Wyrażała się tą tonacją zawsze wtedy, kiedy była bardzo podekscytowana lub kiedy zwiastowała mi radosną nowinę typu: ,,Kochanie jutro wybierzemy się na wspólne wielkie zakupy''. W tym wypadku obstawiałam raczej tę pierwszą opcję, no chyba, że po drodze mama zaplanowała wstęp do jakiejś galerii handlowej... Na poboczu zauważyłam wielki baner z wyrytym napisem.
- ,,Witamy w Lakesitt! Wpadniesz do nas raz i zostajesz na zawsze!'' Cóż... - westchnęłam przeciągle - ...brzmi, jak jakaś cmentarna oferta... Nie wydaje Ci się mamo? - po wypowiedzeniu tych słów przeszedł mnie chłodny dreszcz, jakby coś lub ktoś chciał mi zakomunikować, żebym jednak siedziała cicho ze swoimi zgryźliwymi uwagami.
- Rosie, co Ty znowu opowiadasz? Pamiętasz pannę Lucindę? - no jasne, że pamiętam, tej kobiety nie dało się zapomnieć, zwłaszcza tego, jak okropny miała charakter. Na wspomnienie jej przełknęłam ślinę, a mama nie zważając na mnie kontynuowała – Jej siostrzenica Anna, uczy się w tym sam colleg'u do którego się wybierasz Rose. Podobno to miejsce to jedno z najbardziej rozrywkowych miast, więc poszalejemy. - zaśmiała się. Taaak... Rozrywkowe... Właśnie tego mi trzeba mamo... Gdybyś tylko mnie znała... Westchnęłam... Rozumiem, że praca pielęgniarki w szpitalu to bardzo zobowiązujące zadanie, ale moja mama miała tylko jedną córkę. Jedną! A i tak nic o niej nie wiedziała.. Byłyśmy zupełnie inne, różne. Czasem nawet zastanawiałam się czy przypadkiem nie podmienili mnie w .szpitalu. Zwykle potem zaczynałam się śmiać... Odziedziczyłam po niej urodę, ale nie charakter, więc może dlatego tak trudno było się nam czasem dogadać.
Auto wjechało na stary, drewniany most, po którego drugiej stronie znajdowało się miasteczko. Cały most, jak również i rzekę, pomimo słońca, którego akurat w tej części nie było można dostrzec, pokrywały niezliczone ilości mgły, która utrudniała widoczność, jakby specjalnie chciała zgubić przejezdnych i skazać ich na śmierć w odmętach lodowatego nurtu rzeki. No tak...Moja wyobraźnia nie zna granic, a co najważniejsze - zawsze zakłada te najgorsze scenariusze. Zjechałyśmy z mostu i ruszyłyśmy dalej drogą ku miasteczku, które niebawem miało się nam ukazać. Po 10 minutach jazdy również lasem, co bardzo mnie cieszyło, w zasięgu naszego wzroku pojawiły się pierwsze i co zadziwiające liczne, zabudowania. Większość mieszkańców spędzała ten słoneczny dzień na zewnątrz, nie tak jak to prawie wszyscy mieszkańcy Tulsy przed ekranem telewizora czy komputera. Było to nowe, dziwne i zaskakująco pozytywne. W pierwszej chwili nawet mi się tutaj spodobało, ale jak już wspomniałam, była to tylko chwila i uleciała ze mnie z prędkością światła. Im bliżej centrum miasteczka tym więcej młodzieży, która przechadzała się po ulicach sącząc coś mocniejszego lub w spokoju delektując się kończącym się papierosem. Liczba klubów jakie po drodze mijałyśmy również mnie przeraziła. Miałam cichą nadzieję, że tak wygląda tylko centrum, a my mieszkamy na obrzeżach, tak, jak tamte spokojne rodziny. Moje stwierdzenie bardzo mnie zmyliło, kiedy zauważyłam, że mama skręca w kolejną ulicę i po chwili parkuje przed niewielkim domkiem w odcieniu zachodzącego słońca, pokrytego ciemno-brązową dachówką. Usłyszałam od mamy proste: ,,Jesteśmy na miejscu'' i wysiadłam z samochodu. Rozejrzałam się po okolicy. Jak na piątkowy wieczór było nadzwyczaj spokojnie. Mogło to wynikać z dwóch powodów: albo ta część miasteczka jest nałogowymi komputerowcami i właśnie wbija kolejny poziom w swojej ulubionej grze albo właśnie się szykują na wieczorny wypad do któregoś z miejscowych klubów. Jeśli się mylę to niech mnie piorun strzeli. Cisza... Ani jednej chmurki na niebie... Cóż... Przynajmniej żyję...
- I jak Ci się podoba? - mój wewnętrzny monolog, jak zwykle już przerwała mi moja rodzicielka.
- Jest... Całkiem ładnie. - wymusiłam delikatny uśmiech. Nie chciałam już na samym początku oświadczać jej, że nie jestem zadowolona z naszego nowego domu, a ta przeprowadzka była dla mnie czymś zupełnie bezsensownym. Widziałam malujący się na jej twarzy zachwyt, kiedy skrzętnie poszukiwała w kieszeni jeansowych spodni pary kluczy, aby móc obejrzeć swój piękny, nowy dom. Właśnie ten widok był czymś wspaniałym, czymś, co rzadko gości na jej twarzy, dlatego nie chciałam tego psuć. Wyciągnęłam z samochodu tyle rzeczy ile byłam w stanie sama udźwignąć i dziarskim krokiem ruszyłam zaraz za mamą...
Z lekkim stresem uchyliłam mahoniowe drzwi prowadzące do mojego pokoju. Byłam przygotowana na mały, ciasny pokoik w którym ledwo co mieści się łóżko, biurko i szafa – zupełnie jak w moim poprzednim domu. Tutaj jednak zastałam miłe zaskoczenie. To, co zobaczyłam wprawiło mnie w zachwyt. Pokój mieścił się na piętrze, na którym był tylko jeden pokój i jedna łazienka, przeznaczone tylko dla mnie. Ściany były w kakaowym kolorze i doskonale komponującą się z nimi podłogą, która była wyłożona panelami w kolorze hebanu. Na całej równoległej ścianie mieściły się okna od sufitu aż po samą podłogę, co było spełnieniem moich marzeń. Dzięki nim wpadało do pokoju dużo dziennego światła i nadawało całemu pomieszczeniu wyjątkowej elegancji. Porzuciłam wszystkie swoje rzeczy pod ścianą i podbiegłam do drzwi balkonowych, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. No okej... Trochę się przeliczyłam... Smród spalin, tytoniu i... bliżej nieokreślonych mi zapachów nie zalicza się do świeżego powietrza, ale jakoś to przeżyję. Widok z balkonu miałam na... balkon innych mieszkańców. Może nie był to szczyt moich marzeń, ale jakoś przeżyję. Zostawiłam otwarte drzwi, aby przewietrzyć pokój i zabrałam się za rozkładanie swoich rzeczy.
Po niecałych dwóch godzinach można było powiedzieć, że jako tako się zadomowiłam. Wiadome było, że w moim życiu nie zmieniło się nic oprócz miejsca zamieszkania i pasja do moich ukochanych lasów także została, dlatego postanowiłam zrobić zwiad po okolicy i poszukać jakiegoś cichego zakątka, który mogłabym obrać za miejsce wyciszenia oraz prób. Narzuciłam na ramię skórzaną torbę, która zawsze towarzyszyła mi podczas moich wycieczek i zbiegłam na dół. Z kuchni wyszła wprost na mnie mama, niosąc kartonowe pudełko, pozostałe po rozpakowywaniu.
- Rosie pomogłabyś mi z...Wybierasz się gdzieś?
- Yyy...tak! Chciałam się rozejrzeć po okolicy. - mama odstawiła kartonowe pudełko pod ścianę i z uśmiechem na twarzy mnie przytuliła.
- Wiedziałam, że ta przeprowadzka dobrze nam zrobi. Nareszcie przestaniesz żyć w cieniu i wyjdziesz do ludzi. Rosie kochanie potrzeba Ci tego, wiem, co mówię. Naprawdę bardzo dobrze robisz. - powiedziała, odgarniając mi z twarzy niesforny kosmyk. Westchnęłam, ale wymusiłam delikatny uśmiech. Nie chciałam jej smucić, stwierdzeniem, że się myliła.
- To ja już pójdę. Pa! - krzyknęłam i wybiegłam przed dom. Będąc na zewnątrz głęboko odetchnęłam i ruszyłam szarą kostką daleko przed siebie.
Po niecałej godzinie wędrówki ulicami Lakesitt na których spotykałam masę młodzieży, dotarłam do oazy spokoju, a mówiąc prościej – do lasu. Długo trzymałam się leśnej ścieżki, aby jak najbardziej zagłębić się w dzicz i zupełnie nie martwiąc się tym, że mogę się zgubić. W końcu zboczyłam z głównej dróżkami i ruszyłam między drzewami. Wielopiętrowy las porośnięty był bardzo gęsto, dlatego też zwątpiłam, że znajdę gdziekolwiek jakiś cichy zakątek. Moje wątpliwości zostały rozwiane kiedy trafiłam na maleńką polankę usłaną maleńkimi, niebieskimi kwiatkami ardenii. Przez sam środek przepływał cichy strumyk. Na moment serce stanęło mi w piersi. To było coś piękniejszego niż w Tulsie i od tamtego momentu wiedziałam, że znalazłam swój mały raj na ziemi...

wtorek, 14 sierpnia 2012

Wiadomość


   Na kolorowym wyświetlaczu jej BlackBerry pojawiła się wiadomość od nieznanego numeru. Natasza jednym przyciskiem odebrała wiadomość. Krótki ciąg literek układał się w zdanie Lubię patrzeć, gdy siedzisz w parku. Uśmiechnęła się sama do siebie, mam cichego wielbiciela, pomyślała. Wzięła szklankę z wodą i skierowała się do sypialni, gdzie zostawiła laptopa. Włączyła urządzenie, musiała dokończyć artykuł do studenckiej gazetki. Całe wydanie gazetki było poświęcone państwom, w których można spędzić niezapomniane wakacje. Natalie opisała liczne ciepłe źródła na Węgrzech, wstawiła kilka zdjęć, które sama wykonała. Była bardzo zadowolona z pracy jej zespołu. Jednak sama musiała dbać o techniczne sprawy takie jak edycja, układ strony, kolory, czcionki. Zawsze zajmowało jej to dużo czasu, pewnie dlatego że nawet z wgraniem programu do pisania miała niesamowity problem. Nowości techniczne były dla niej czarną magią. Pani redaktor na gwałt potrzebowała informatyka.
   Postanowiła zamieścić ogłoszenie na ostatniej stronie wydania. Zmieniając wielkość liter, tworząc całkiem nową rubrykę zajęło jej to dwadzieścia minut. Jednak zła na cały świat Natasza w końcu ukończyła swoją pracę i mogła przesłać gotowy materiał do drukarni. Miała nadzieję że ktoś odpowie na jej skromne ogłoszenie dotyczące pracy przy gazetce. W końcu w Lakesitt także można było studiować na kierunku informatycznym.
  Jeszcze raz spojrzała na telefon. Znowu odczytała proste zdanie. Postanowiła przejrzeć jeszcze raz dzisiejsze zdjęcia z parku. Wróciła do kuchni po torbę, włączyła wyświetlacz aparatu. Na zdjęciach kolejno oglądała fontannę, spacerującą parę, grupkę młodych osób przy stoisku do grilla. Nie miała pojęcia kto mógł ją obserwować. Wzruszyła ramionami i odłożyła aparat na półkę przy zdjęciu rodzinnym. Jej bracia już dawno temu ożenili się, Nataszka była już nawet ciotką. Ona sama nigdy nie przeżyła miłości. Przez ostatnie lata nie zajmowała się tym, nigdy nikogo jej nie brakowało. Jednak odkąd zamieszkała sama czuła pustkę w swoim życiu. Czuła że jest gotowa na związek, jednak nie znalazła odpowiedniej osoby.
   Poszła do łazienki. Zdjęła białą bluzkę, potem rozpięła obcisłe spodnie i zwinnym ruchem z nich wyskoczyła. Sprawnym ruchem pozbyła się bielizny i szybko weszła pod prysznic. Nastawiła wodę na dość chłodną, miała ochotę zmyć z siebie cały dzień oraz wszystkie myśli, które niespodziewanie zaczęły ją dręczyć.
***
   Poranne promienie słońca wpadły przez wąską szparę pomiędzy dwiema zasłonami prosto na oczy dziewczyny. Niechętnie wyciągnęła się na łóżku, leżąc myślała co ubrać na dzisiejsze zajęcia. Poczuła dreszczyk chłodu na swojej skórze, wczorajszego wieczora nie zamknęła okna. Jako kobieta wyzwolona, mieszkająca sama spała w negliżu. Wstała z łóżka, rozglądając się gdzie zapodział się jej jasny szlafrok. Odnalazła go na podłodze przy szafce nocnej. Okryła się nim szczelnie i ruszyła w stronę łazienki. Pozbierała porozrzucane wczoraj ubrania, umyła zęby, twarz, uczesała włosy. Wracając do sypialni sprawdziła godzinę na elektronicznym zegarku. Cyferki oznajmiały że ma tylko dwadzieścia minut. Szybko ubrała ciemne dżinsy, czarny podkoszulek i na to czerwoną marynarkę. Z kosmetyczki wyciągnęła błyszczyk i wrzuciła go do torby, tak samo jak tusz do rzęs. Stwierdziła, że umaluje się w szkole. Zdecydowanym krokiem wzięła aparat z szafki, klucze ze stolika i pośpiesznym krokiem wyszła z mieszkania.
   Do gmachu szkoły doszła na ostatnią chwilę. Jej ulubione miejsce w sali było zajęte. Musiała się zadowolić stolikiem przy ścianie, w pierwszym rzędzie. Nie mogła jak to zwykle robiła odpłynąć w marzenia podczas wykładu na temat technik pisania krótkich, rzeczowych artykułów do gazet informacyjnych. Przed rozpoczęciem zajęć podeszła do niej profesor Riot, stale uśmiechnięta kobieta, która wieki temu powinna odejść na emeryturę. Woń jej piżmowych perfum sparaliżował pole węchowe Natalie, jednak dziewczyna starała się skupić na słowach kobiety. To ona zapoczątkowała wydawanie szkolnej gazety, teraz tylko narzucała tematy, które jej zdaniem przyciągną nowych czytelników.
- Kochaniutka, następny numer ma być o tańcu! Przeprowadź wywiad z osobami z wydziału sztuki, zleć Joan żeby znalazła namiary na ciekawe szkoły tańca w mieście. Zresztą sama dobrze wiesz co powinnaś zrobić- profesorka uśmiechnęła się jeszcze bardziej niż zwykle ukazując rząd pięknych lecz sztucznych zębów. – A i w końcu poszukaj tego informatyka! Nie żeby twoja edycja była zła, ale nie możesz brać wszystkiego na swoje barki Natalie.
- Dobrze pani profesor, podjęłam już odpowiednie działania by kogoś znaleźć- odpowiedziała dziewczyna. Kobieta podeszła do swojej katedry i rozpoczęła nużący wykład. Natasza w tym czasie rozmyślała o ogłoszeniu. Zapomniała dopisać pod swoim nazwiskiem numer telefonu. Świetnie, teraz na pewno nikogo nie znajdę, pomyślała. Jednak przypomniała sobie o tajemniczej wiadomości. Jednak numer jej telefonu można było jakoś zdobyć…

sobota, 11 sierpnia 2012

Notka 2 [Drugie oblicze]

    Dziś był niezwykły dzień, to co dziś opiszę na zawsze zmieniło moje życie. W jednej chwili zrozumiałem jaka jest różnica pomiędzy mną, a zwykłym człowiekiem. Wszystko wydarzyło się w nocy, lecz wpływ miał całodobowy i obawiam się, że to nie koniec, gdyż tego nie pozbędę się jak tłuszczu czy zmarszczek.
    Wracając do nocy, kiedy spałem przyśniła mnie ta kobieta. Mimo późnej pory pamiętam ten sen jak by się przyśnił mi przed chwilą. Była to scena jak z filmu, otóż stałem przed nią w spodenkach, bez bluzy, bez T-Shirt'u, bez skarpet i butów. Czułem się jak bym był w niebie i rozmawiał z Bogiem. Kobieta miała dokładnie te same znamię co ja, pięcioramienna gwiazda. Widziałem, ponieważ była ubrana w coś przypominającego gorset. Wskazała na mój symbol jak by kazała, abym powtarzał jej ruchy, położyła dłoń na gwieździe, przytrzymała dłuższą chwile i ukazała ją. Symbol stał się jasny, jasny jak żarówka czy słońce, lecz nie emitował światła. Wpatrzony byłem w ten spektakl, aż miałem chęć zrobienia tego samego, wręcz coś zmuszało mnie do tego. Położyłem dłoń na znaku i zamknąłem oczy, zaczęło lekko kręcić mi się w głowie, a symbol zaczął piec tak, jak stempel do znakowania bydła.
To tyle co pamiętam ze snu, gdyż obudził mnie dźwięk budzika. Zaropiałymi oczami zerknąłem na zegarek i krzyknąłem:
- O w mordę, już siódma!
Nie krępowałem się krzyknąć, bo w końcu byłem sam w pokoju. W pośpiechu zarzuciłem na siebie byle jakie ubrania, umyłem się i zbiegłem na dół na śniadanie. Pocieszyło mnie to, że nie tylko ja jestem śpioch, więc jak gdyby nigdy nic usiadłem tam, gdzie było wolne miejsce przy stole, zrobiłem kilka kanapek i oczywista oczywistość, zjadłem. Kilka łyków herbaty i mogłem wracać do pokoju po plecak, a następnie do szkoły, do której nie miałem daleko, więc przyszedłem przed czasem. Korytarz pełny, 10 min. do codziennych katuszy, jedyne co mnie pociesza, to myśl, że za dwa lata koniec edukacji. Na dzwonek nie trzeba było czekać, dziwny paradoks, przerwa trwa tyle ile minuta, a lekcja wieczność. Wszyscy weszli do sali i tutaj się zatrzymam, ani słowa słowa co się działo w klasie, bowiem lekcja historii to okropność. Po niej nabrałem niechęci do całego dnia, uciekłem z lekcji do parku, do oazy spokoju i mego azylu, nie tylko mojego, lecz tu chwilę się zastanowiłem. Co robić przez resztę dnia? Co oznaczają moje sny? Czy postać w nich ma coś wspólnego ze mną? Jest tyle pytań bez odpowiedzi. Postanowiłem wrócić do internatu, zamknąć się w pokoju i pograć na gitarze. Jak postanowiłem tak zrobiłem, niestety moje opuszki zaczęły poddawać się po godzinie. Zrobiło mi się gorąco, pozbyłem się koszuli i T-Shirt'u, odłożyłem instrument i podszedłem do lustra. Spojrzałem sobie głęboko w oczy, następnie na znamię. Nadeszła mnie myśl, by zrobić to co w śnie. Na początku sprawdziłem czy drzwi są zamknięte, by nikt nieproszony nie wszedł  do pokoju, następnie udałem się na środek pomieszczenia, wziąłem głęboki oddech, zamknąłem oczy i dotknąłem mojej gwiazdy. Wszystko działo się jak w śnie, symbol zaczął piec, a w głowie  miałem karuzele. Symbol nie do zniesienia palił żywym ogniem i poczułem, że wszystko dookoła mnie zaczęło wirowa, przyklęknąłem, gdyż nie mogłem wytrzymać tego. Nagle wszystko ustało i nastał dziwny, euforyczny stan. Nie wiedziałem co się dzieje, symbol stał się jasny, ja poczułem przypływ siły, wstałem i wtedy poczułem, że coś jest nie tak, coś na plecach. Miałem skrzydła! Rozciągające się skrzydła! Nie mogłem w to uwierzyć, a w głowie usłyszałem głos kobiety:
- Witaj
- Kim jesteś? Zapytałem, oczekując odpowiedzi.
- Dowiesz się w swoim czasie - Kobieta tajemniczo odpowiedziała.
- Kim jestem?
- Jesteś wybranym, znanym z gatunku, jako Skrzydlaty.
- Jakim Skrzydlatym? Wybranym do czego?
Głos umilkł, nie chciałem być dalej Skrzydlatym, nie wiedziałem tylko, jak wrócić do ciała człowieka. Sfrustrowany myślą, że mi tak zostanie, zamknąłem oczy i dotknąłem gwiazdy. Zapiekło, tylko zapiekło. Otworzyłem oczy i było po wszystkim. Chwila zadumania. A wiec jestem dziwadłem, wyrzutkiem społeczeństwa. Myślałem, że wiem o sobie wszystko, myliłem się. Czy jako Skrzydlaty mogę latać? Czy mam nadprzyrodzone zdolności jak superbohater? Nasuwało mi się tysiące pytań. Bałem się odpowiedzi na nie, lecz czy zdradzi je ta kobieta? Rodziły się kolejne pytania bez odpowiedzi. Poszedłem spać, chciałem ją ujrzeć, nie udało mi się. Przespałem obiad. Było po 18. Miałem się zabrać do clubu, napije się, zapomnę o wszystkim. Przed 19 byłem na miejscu. Wszedłem, rozejrzałem się, muzyka w tle tworzyła nastrój. A więc wszystkie opinie były prawdziwe. Świetne miejsce. Podszedłem do baru, usiadłem i poprosiłem krwawą Marry, mój ulubiony drink. Młoda barmanka... Jej twarz... Wydawała mi się znajoma... Tak, znam ją! Chodzimy razem do szkoły, pomyślałem. Na plakietce było imię Evelyn. Poprosiłem drugiego drinka i próbowałem zagadać, lecz dziewczyna skutecznie mnie spławiła. Zamówiłem trzeciego drinka, wypiłem, zapłaciłem i powróciłem do internatu po godzinie 22. Mimo iż byłem lekko wstawiony chciałem się dowiedzieć czegoś na temat mojego drugiego oblicza, ale sieć zawiodła. Pozostaje mi tylko nadzieja na odpowiedź na me pytania w mych snach.
    Podsumowując. Ten dzień zapamiętam do końca życia. Nikt w to by nie uwierzył, w to, że jestem postacią rodem z filmów Sci-Fi. Myślę że moje życie dopiero się zaczyna...
                                                                                                                              Michael

czwartek, 9 sierpnia 2012

"Zrozum, to był Mój błąd". Obłąkanie w świecie zła. [2]

W notce mocne słowa Evelyn, uważajcie. :) Notka trochę marna. ;/

Cały dzisiejszy dzień był spieprzony. Mogłam to powiedzieć. Chciałam sama płakać po rodzicach, a po chwili chciałam zapomnieć o tamtych zniszczonych kawałkach życia.
"Nie!" - pomyślałam - "Nie, na pewno nie. Muszę o nich zapomnieć! Na zawsze! Oni mi rozwalili życie. Przez nich cierpię. Musieli się w sobie zakochać! Nie, nie pozwolę na to! Zapomnę na zawsze. Będę ich córką marnotrawną, ale chcę mieć normalne życie!" - krzyczałam, w myślach, chcąc wyżyć się na całym źle...

- Zrozum, to był Mój błąd. - kobieta patrzyła w oczy zlęknionej dziewczyny.
- Nieee, na pewno nie. - młodsza zaczęła płakać.
- Tak, kochanie! Uwierz mi, i stąd idź!
- Ale ja Cię kocham! Mamo, nieee! Ja Cię kocham! Nie zabierajcie jej, niee!
Zabrano starszą kobietę...

Nie, nie mogłam zapomnieć. Ku**a, jakie ja mam życie. I ta apokalipsa się za mną ciągnie! Ja jestem jakimś Hiobem! Nie, okey. Koniec. Zapominam o tym. Nieee, spoko. Będę płakała teraz po nocach, bo będę o tym pamiętać. Ja nie wiem, dlaczego.
Weszłam do szkoły. Na zegarze wybiła ósma. Szłam na wydział. Wolno szłam. Mijałam chłopaków, jak i dziewczyny, i w pewnym momencie...
Miałam ochotę krzyknąć "Aua!". Mała gwiazdeczka, ukryta pod moimi czerwonymi oczyma zaczęła piec. Odwróciłam się, ale osoba, która chyba mnie ukuła, jakoś, odeszła.
Nie wiedziałam co to było. Nigdy nie doświadczyłam tego. Gwiazdkę miałam od dziecka. Ukrytą pod włosami. Byłam już wystarczającym dziwadłem, jeszcze znaku mi brakowało.

W szkole było normalnie. Co to znaczy? Granie na pianinie, spojrzenia, gitara. Idąc do pracy tylko się cieszyłam. Douverr mnie odprężał. Jednak byłam na tyle naburmuszona, by dobrze obsługiwać klientów, ale jednak, odpychać zaloty pijanych, czy nawet tych trzeźwych. Czułam, że to wieczór nie na gierki, ale i tak mnie wplączą. Tak myślałam.

niedziela, 5 sierpnia 2012

,,Tulsa - to już przeszłość''

Rosalie

- Rosie! Jedziemy!
Westchnęłam. Nie chciałam się przeprowadzać. Podobało mi się tutaj. Małe, niezbyt zatłoczone miasteczko, wokół którego rozciągały się wielkie lasy. Pokochałam to miejsce, a je najbardziej. Od dzieciństwa się po nich włóczyłam. Znałam prawie każde drzewo, które tam rosło i masę razy wędrowałam po nich w poszukiwaniu ciekawych miejsc. Dzika przyroda była moim drugim domem. Potrafiłam długie godziny spędzić samotnie na czytaniu książki na łonie natury. Samotność nie przeszkadzała mi za bardzo, pogodziłam się z nią i było mi dobrze. Jednak nie wynikała ona tylko i wyłącznie z tego, iż bardzo jej pragnęłam. Moje życie stało się dziwne, a ja byłam dziwaczką. To, co wydarzyło się w moje dwunaste urodziny na lekcji plastyki, wywróciło moje życie o całe 180 stopni.
Mieliśmy za zadanie narysować to, czego boimy się najbardziej. Nie przepadałam za plastyką, nie byłam w tym dobra, ale postanowiłam za wszelką cenę wykonać to zadanie jak najlepiej. Zajrzałam w głąb siebie, aby przypomnieć sobie kogoś lub coś, co wzbudza we mnie strach. Wilk. Bałam się wilków. Skupiłam się na nich najmocniej jak potrafiłam, aby jak najlepiej przedstawić to na rysunku. Zamknęłam oczy i powoli zaczęłam go sobie wyobrażać. Był biały i… Wtedy zdarzyło się coś dziwnego. Czułam jak robi mi się gorąco, a moje ciało spada gdzieś w przestrzeń. Było ciemno. Po chwili jednak zobaczyłam śliczną polanę, porośniętą mchem, na której rosło mnóstwo drobnych, niebieskich kwiatków ardenii. Ten widok wzbudził we mnie zachwyt. Nie trwało to długo. W ułamku sekundy mój nastrój zmienił się w strach. Bałam się, tylko nie wiedziałam, czego. Odpowiedź na szczęście przyszła do mnie sama. W gęstwinie drzew zauważyłam parę połyskujących, jasnoniebieskich oczu. Postać zaczęła się powoli wynurzać, a ja ujrzałam kierującego się w moją stronę śnieżnobiałego wilka – tego samego, którego próbowałam sobie wyobrazić. Strach wziął górę. Zaczęłam uciekać i krzyczeć. Wpadłam w gęstwinę lasu. Nie widziałam nic, potykałam się o porozrzucane gałązki, ale to nie zatrzymało mnie nawet na sekundę. Zobaczyłam przed sobą błysk i zdyszana zauważyłam, że jestem w klasie, a przede mną stoi nauczycielka i coś do mnie mówi. Po 5 minutach doszłam do siebie. Nadal byłam w lekkim szoku, ale wszystko zaczęło już do mnie docierać. Nauczycielka wytłumaczyła mi, że wyglądałam przerażająco. Miałam otwarte, przekrwione oczy i siedziałam wyprostowana, w ogóle się nie poruszając. Nie kryłam zdziwienia. Nie wiedziałam, z czym mam do czynienia. Moja mama zjawiła się zaraz po wykonanym do niej telefonie i zabrała mnie do lekarza. Nie była przestraszona, co mnie zdziwiło. Martwiła się tylko o to czy nic mi się nie stało i czy nic mi nie grozi. Zapytałam ją czy wie, co mi jest, ale ona zaprzeczyła. Widziałam jednak, że coś próbuje przede mną ukryć, ale nie drążyłam tego tematu. Wiedziałam, że jeśli zajdzie taka potrzeba to sama mi o tym powie.
Tylko jeden jedyny raz przydarzyło mi się to publicznie, ale wystarczyło, aby całe miasteczko się o tym dowiedziało. Rówieśnicy nie odzywali się do mnie, co było początkowo smutne, ale pocieszał mnie fakt, że nikt do tego nie wracał i nie wyśmiewał się ze mnie. Tylko dorośli traktowali mnie normalnie, ale ja i tak wiedziałam, że wszyscy postrzegają mnie za dziwaczkę. I nie miałam im tego za złe. Sama nią byłam dla siebie, więc takim o to sposobem zaczęłam uciekać do lasu. Znajdowałam w nim pocieszenie i czas na przemyślenia nad sobą. Musiałam, a raczej chciałam dowiedzieć się, kim jestem. Przeszukałam cały Internet w nadziei, że znajdę odpowiedź na to pytanie. Nic nie pasowało do mojego opisu, aż w końcu natknęłam się na artykuł o… medium. Ja medium.? Nie, to nie może być prawda. Zaczęłam pochłaniać masę wiadomości, które tego dotyczyły i można było powiedzieć, że znalazłam odpowiedź. Wszystkie ,,objawy” na to wskazywały, jednak nigdzie nie mogłam znaleźć wzmianki o topiących się rzeczach.
Zdarzyło się to, kiedy szykowałam się do szkoły i malowałam usta pomadką. Właśnie w tym momencie zadzwoniła do mnie moja mama. Zaczęła mi tłumaczyć, że dziś wróci późno, więc jeżeli chcę to mogę wybrać się na imprezę, namawiałam mnie bym w końcu wyrwała się z domu i wyszła do ludzi. Nie chciałam tego. Byłam wściekła. Po skończonej rozmowie rzuciłam komórką i poczułam coś ciepłego, spływającego po mojej lewej dłoni. Odruchowo na nią spojrzałam. W ręku miałam nienadającą się już do niczego stopioną pomadkę. To był kolejny szok. Nie wiedziałam, jak to się stało, ale po przemyśleniu całej tej sytuacji doszłam do wniosku, że to moje emocje tak na to wpłynęły.
Od tego czasu bałam się siebie i tego, że w końcu zrobię komuś krzywdę. To był kolejny powód, aby trzymać się z dala od ludzi. Mama nadal nie powiedziała nic na ten temat, więc zapytałam czy mogłabym zadzwonić do taty. To był cień szansy na odkrycie prawdy i… kolejna próba wyproszenia telefonu. Nie zgodziła się. Zabroniła mi z nim rozmawiać, a informacje od niego przekazywała mi sama. Nie pokazywała mi nawet jego zdjęć. Wiem, że już dawno pogodziła się z tym, iż do niej nie wróci i na zawsze odszedł do innej. W rozmowach z nim jest normalna, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Nie wiem tylko, dlaczego nadal nie pozwala mi go poznać. Czy on jest aż tak zły?
- Rosie! Musimy już jechać, naprawdę!
- Już idę mamo!
Koniec tego wspominania. Już najwyższy czas pożegnać się z tym miejscem. Wierzchem dłoni otarłam policzek, na który wykradła się jedna maleńka łezka. Chwyciłam w dłoń rączkę od walizki i ciągnąc ją za sobą zakończyłam rozdział swojego życia zatytułowany: ,,Tulsa – to już przeszłość.’’

sobota, 4 sierpnia 2012

Przeszłość, teraźniejszość.


   Był ciepły wieczór. W parku Anny Couchet jak zwykle roiło się od dzieci, par oraz staruszków nieśpiesznie przechadzających się wąskimi alejkami. Słońce chyliło się ku zachodowi, wiatr lekko poruszał liście wierzb. Cicha oaza spokoju, dlatego Natasza wybrała to miejsce trzy lata temu za swoją ucieczkę od świata. Siedziała jak zwykle na ławeczce naprzeciwko niewielkiej fontanny, która obecnie była nieczynna. Jej postawa była idealnie prosta, kręgosłup niczym drut nie odchylał się od pionu nawet na milimetr. Długie nogi spoczywały na żwirze, skrzyżowane w kostkach. Tylko oczy zawsze żywe, bardzo jasne, obserwowały co dzieje się wokół. Na udach dziewczyny spoczywał masywny aparat marki Canon, który aż kłócił się z jej anorektycznym ciałem.
   Natasza była pogrążona we własnych wspomnieniach. Przeglądała uchwycone dzisiejszego wieczora kadry i zastanawiała się co powiedziałby jej ojciec. Był i nadal jest dla niej mistrzem fotografii, do którego zawsze może zwrócić się o rade, choć jego podeszły wiek nie pozwalał mu być aktywnym fotografem. Natalie urodziła się jako trzecie dziecko w domu Andrukowów, miała dwadzieścia lat starszego brata Aleksa, oraz osiemnaście lat starszego Cyryla. Całe rodzeństwo łączy niezwykła więź porozumienia, mimo dużej różnicy wieku. Czasem młodej Rosjance bardzo brakowało rodziców, braci, nawet babushki, którą często odwiedzała w Moskwie. Jednak w Lakesitt postanowiła ukończyć szkołę i nauczyć się samodzielności.
   Spojrzała na zegarek, prezent od rodziców na dobre rozpoczęcie 3 roku, wskazywał 18.00. Nieśpiesznie schowała aparat do torby, posmarowała balsamem usta. Poczuła delikatne mrowienie, zioła które do niego dodała miały zapewnić naturalny malinowy kolor. Czy osiągnął zamierzony efekt sprawdzi w domu. Skierowała się w stronę szkoły, za którą znajdowały się apartamenty mieszkalne. Po kilku minutach żwawego marszu dotarła do swojej klatki schodowej. Otworzyła zamek drzwi numer 16 i lekkim krokiem weszła do środka. Położyła torbę na blacie stołu kuchennego i podeszła do butelki z wodą. Nalała sobie połowę wysokiej szklanki, a dla smaku wrzuciła zasuszony kwiatostan lipy. Usłyszała brzęczenie telefonu w torbie. Nowa wiadomość, której się całkowicie nie spodziewała. 


                                                                                                                                         -Natasza-

czwartek, 2 sierpnia 2012

Notka 1 [Wprowadzenie]

    Oto mój dziennik, pamiętnik i przyjaciel... jedyny przyjaciel, któremu mogę ufać. Mam pewność, że on nikomu nic nie powie. Mam na imię Michael, mieszkam w Lakesitte dopiero rok. Przeprowadziłem się z Denver i zamieszkałem tutaj w internacie, ponieważ niedawno moja matka zmarła na raka a ojca nie znam. Pokój dzielę ze Steve'em, lecz nie znam go wcale, mimo iż przypisany jest do tego pokoju. Steve tutaj nie nocuje ponieważ większość czasu go nie ma (ma dziewczynę... to z nią go spędza), a z rana jest na uczelni, zresztą tak jak ja.
    Pozornie jestem zwykły, spokojny i trochę leniwy, ale trzeba pamiętać, że to tylko pozory... mam dziwne znamię na klatce piersiowej, tam gdzie znajduje się serce. Symbol to kontur pięcioramiennej gwiazdy i mam go od zawsze, a od czasu przybycia do Lakesitte zaczął czasem lekko i na krótko piec, gdy go kilka miesięcy temu nacisnąłem to zakręciło mi się w głowie... dziwne, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Sny tutaj też miewam dziwne, widzę w nich kobietę, nie znam jej imienia, więc się dziwie że pamiętam sny z nią. Większość wolnego czasu spędzam w parku, gdyż lubię się wyciszyć niestety uniemożliwia często mi szkolna kapela, niekiedy przeszkadzają mi próby. Uczę się na wydziale informatyki, a gdy potrzebuję zastrzyku gotówki łapię się za prace dorywczą. Miasto jest nie największe, ale mi się podoba, słyszałem o fajnym clubie i mam zamiar do niego wpaść jutro. Często brak mi przyjaciół, pustka w mej duszy jest dobijająca. Od zawszę miałem kłopot z nowymi znajomościami, czasami nawet myślę że wiodę życie samotnika. Chciałbym zmienić coś w moim życiu, żeby było bardziej ciekawe, przebojowe i odchodzące od normy. Każdy ma przyjaciół... oprócz mnie, jest wiele ludzi takich jak ja, ale mają swoje powołanie, mają ambicje, dążą do spełnienia marzeń. Oddał bym wszystko za to, bym i ja zdobył swoje. Namieszałem trochę... nieważne, wracam na tory. Często posługuje się cytatami Einstein'a, to był wybitny człowiek a ja uwielbiam odszukiwać drugie dno każdej Jego złotej myśli. Ostatnio na zajęciach przerabialiśmy temat w którym była masa czytania, a ja nie przepadam za czytaniem, z tego powodu dzień miną wyjątkowo... wolno. Aha byłbym zapomniał, jedzenie z internatu jest pyszne, kucharki gotują wspaniale, jak u mamy w domu... aż łezka w oku się kręci... przypominają mi się stare czasy. Uważam się za szczęśliwego człowieka, jak powiedział A. Einstein "Jeśli „a” oznacza szczęście, to a=x+y+z; x – to praca, y – rozrywki, z – umiejętność trzymania języka za zębami."... tak, to wyjątkowo mądre słowa.
Mam swoje zdanie w każdej najmniejszej sytuacji, ale nie okazuję tego, trzymam to w sobie, myśli które trzymamy w sobie gniją, psują się i nie potrafimy o nich zapomnieć. Jestem pracowity a rozrywkę dostarcza mi pracownia informatyczna, lubię tam spędzać czas.
    Dziś to by było na tyle, w wolnym czasie opowiem jak było w clubie, są o nim dobre opinie. Nie spróbuję nie zobaczę ;]
                                                                                                                       Michael.