Postanowiłam już zacząć. Jeśli ktoś chce dołączyć, zawsze go przyjmiemy. :) Miłego czytania.
Pamiętam tamten moment, tamte dni. Tamtą przygodę. Tego pamiętnego dnia wstałam wcześnie, jak zwykle zresztą. Ziewnęłam i leniwie otworzyłam moje brązowe, prawie czarne oczyska. Włosy, w kolorze ostrej niczym chili czerwieni były ułożone w nieładzie. Ja to czułam. Jak zwykle zresztą. Wstałam z łóżka, a raczej wygramoliłam się z pod miękkiej kołdry w kolorze moreli. Założyłam swoje kapcie z uszkami, które wyglądały jak króliczki. Jeszcze chwiejnym krokiem, uśpiona zaczęłam chodzić wokół łóżka - ogarniałam mój chód. Ach, ranek w Lakesitt. Wyjrzałam przez okno-ścianę - miasto dopiero budziło się do życia. Wiedząc co i gdzie się dzieje poszłam do kuchni. Zegarek mówił mi, że jest 5:42. Ach, ja zawsze tak się budzę. Wstawiłam mleko na kakao i wyjęłam z lodówki Nutellę. Z chlebaka zaś wzięłam 2 bułki. Zostawiłam produkty na stole, a następnie ogarnęłam się w łazience. Mleko było gotowe. Przygotowałam sobie kakao i kanapki. Zjadłam śniadanie. Posprzątałam i podejrzliwie spojrzałam na zegarek. Zdziwiłam się, była już 6:36! Dlaczego czas tak szybko leci? O 8. zaczynają się lekcje w LES. Nie chciało mi się nic robić, nie chciałam iść do szkoły. Tam patrzono na mnie jak na dziwaczkę. Uczyłam się dobrze, nawet bardzo. Wszystko przez moją tajemnicę. Ale to było przekazane mi, to było dziedziczne! Poprawiłam pierścionek w kolorze srebra, który zsuwał się z mojego palca serdecznego prawej ręki. Jego kryształ ametystu pobłyskiwał delikatnie przypominając mi matkę. I ojca. To im zawdzięczam siebie, swój charakter i swoją przypadłość. Wyszłam powolnym krokiem z apartamentu, zamykając za sobą drzwi, a klucz wrzuciłam głęboko do torby, gdzie było wszystko potrzebne mi na wydział - notes, długopisy, ołówki, korektor, nuty. W szkole czekało na mnie pianino. Każdy uczeń przywoził do szkoły swój ukochany instrument, a na koniec roku zabierał go do domu. Nie mogłam się doczekać, kiedy i mój muzyczny przyjaciel znajdzie się w apartamencie i pogrążę się w magicznej, muzycznej ekspresji... Nie wiecie o czym mówię, prawda? No cóż, widzicie, że jestem dziwaczna. Bałam się tego określenia. Odtrącano mnie tym... Nie można było nazwać mnie Dhampirzycą? Tak, jestem półwampirzycą. Oto mój straszliwy sekret. Nikt o tym nie wiedział, absolutnie. I nikt nie wie. Po co ludzie mają to wiedzieć? Nikt nie ma takiej przypadłości jak ja. Byłabym więc Ufem, jakąś kosmitką, zabawką. A chcę być człowiekiem. Nikt mnie nie rozumie... Przeszłam 200 metrów. Patrząc na moje sznurówki u trampek, które bawiły się, skacząc na butach. Przeszłam przez przejście dla pieszych. Zaraz obok mnie przejechał samochód. Ludzie popatrzyli na mnie - byłam włos od śmierci. Ja jednak szłam dalej, mając ochotę ukryć się w sali numer 13. (tak, w pechowej), gdzie czekało na mnie ukochane pianino. Do szkoły doszłam na 7:04. Godzina do lekcji. Pięknie! Za co ja tak wcześnie przychodzę? Patrzyłam na tykające wskazówki. Rozglądałam się po pustym holu. Nuda, strach. Miałam ochotę jęknąć.
Pamiętam tamten moment, tamte dni. Tamtą przygodę. Tego pamiętnego dnia wstałam wcześnie, jak zwykle zresztą. Ziewnęłam i leniwie otworzyłam moje brązowe, prawie czarne oczyska. Włosy, w kolorze ostrej niczym chili czerwieni były ułożone w nieładzie. Ja to czułam. Jak zwykle zresztą. Wstałam z łóżka, a raczej wygramoliłam się z pod miękkiej kołdry w kolorze moreli. Założyłam swoje kapcie z uszkami, które wyglądały jak króliczki. Jeszcze chwiejnym krokiem, uśpiona zaczęłam chodzić wokół łóżka - ogarniałam mój chód. Ach, ranek w Lakesitt. Wyjrzałam przez okno-ścianę - miasto dopiero budziło się do życia. Wiedząc co i gdzie się dzieje poszłam do kuchni. Zegarek mówił mi, że jest 5:42. Ach, ja zawsze tak się budzę. Wstawiłam mleko na kakao i wyjęłam z lodówki Nutellę. Z chlebaka zaś wzięłam 2 bułki. Zostawiłam produkty na stole, a następnie ogarnęłam się w łazience. Mleko było gotowe. Przygotowałam sobie kakao i kanapki. Zjadłam śniadanie. Posprzątałam i podejrzliwie spojrzałam na zegarek. Zdziwiłam się, była już 6:36! Dlaczego czas tak szybko leci? O 8. zaczynają się lekcje w LES. Nie chciało mi się nic robić, nie chciałam iść do szkoły. Tam patrzono na mnie jak na dziwaczkę. Uczyłam się dobrze, nawet bardzo. Wszystko przez moją tajemnicę. Ale to było przekazane mi, to było dziedziczne! Poprawiłam pierścionek w kolorze srebra, który zsuwał się z mojego palca serdecznego prawej ręki. Jego kryształ ametystu pobłyskiwał delikatnie przypominając mi matkę. I ojca. To im zawdzięczam siebie, swój charakter i swoją przypadłość. Wyszłam powolnym krokiem z apartamentu, zamykając za sobą drzwi, a klucz wrzuciłam głęboko do torby, gdzie było wszystko potrzebne mi na wydział - notes, długopisy, ołówki, korektor, nuty. W szkole czekało na mnie pianino. Każdy uczeń przywoził do szkoły swój ukochany instrument, a na koniec roku zabierał go do domu. Nie mogłam się doczekać, kiedy i mój muzyczny przyjaciel znajdzie się w apartamencie i pogrążę się w magicznej, muzycznej ekspresji... Nie wiecie o czym mówię, prawda? No cóż, widzicie, że jestem dziwaczna. Bałam się tego określenia. Odtrącano mnie tym... Nie można było nazwać mnie Dhampirzycą? Tak, jestem półwampirzycą. Oto mój straszliwy sekret. Nikt o tym nie wiedział, absolutnie. I nikt nie wie. Po co ludzie mają to wiedzieć? Nikt nie ma takiej przypadłości jak ja. Byłabym więc Ufem, jakąś kosmitką, zabawką. A chcę być człowiekiem. Nikt mnie nie rozumie... Przeszłam 200 metrów. Patrząc na moje sznurówki u trampek, które bawiły się, skacząc na butach. Przeszłam przez przejście dla pieszych. Zaraz obok mnie przejechał samochód. Ludzie popatrzyli na mnie - byłam włos od śmierci. Ja jednak szłam dalej, mając ochotę ukryć się w sali numer 13. (tak, w pechowej), gdzie czekało na mnie ukochane pianino. Do szkoły doszłam na 7:04. Godzina do lekcji. Pięknie! Za co ja tak wcześnie przychodzę? Patrzyłam na tykające wskazówki. Rozglądałam się po pustym holu. Nuda, strach. Miałam ochotę jęknąć.
"Ten dzień jest po prostu zajebisty" - pomyślałam machając nogami na ławeczce. Miałam ochotę zasnąć. Wyjęłam z torby kartonik z sokiem wiśniowym i napiłam się. Ach, to jedyne, co mnie pociesza. Mogłam zapomnieć o moim cudownym dniu. Teraz oczekiwałam co stanie się w szkole, co zdarzy się w barze, w pracy, w klubie. Czy dziś cokolwiek się zdarzy? Wiedziałam, że moje życie się odmieni. Postanowiłam, że zacznę pogrążać się w wspomnieniach. Postanowiłam, że przypomnę sobie rodziców. Postanowiłam, że trochę popłaczę, powspominam. Postanowiłam pamiętać... Ten wieczór był straszny. Nigdy go nie zapomnę. Tego, co się stało. Wracałam z rodzicami z wycieczki. Podsumowywaliśmy ją sobie, kiedy nagle... Zakręciło mi się w głowie, straciłam przytomność. Widziałam tylko krew. Tylko to. Obudziłam się w szpitalu. Okazało się, że ojciec kogoś potrącił.
- Ten ktoś żyje? - zapytałam z nadzieją, że mój kochany ojciec nie zabił nikogo.
- Tak, ale... - powiedział doktor.
Popatrzyłam na niego. Spodziewałam się wszystkiego. Historii, jak z filmu. Historii, gdzie rodzice zginęli w wypadku, a dziecko przeżyło. Zaczęłam łkać.
- Proszę powiedzieć, co się stało. - wykrztusiłam z siebie jedno zdanie.
- Otóż pani matka miała jakiś atak obsesji. Kiedy ojcu leciała krew, ona zaczęła ją pić, i czymś go zabiła. - powiedział lekarz, najwyraźniej przerażony moją matką. Tą, która sprawiła, że jestem, kim jestem.
Co ja miałam zrobić? Powiedzieć, że matka była wampirzycą? Hmm?
- Co z matką? - postanowiłam zapytać.
- Została zamknięta w zakładzie psychiatrycznym. Proszę Cię, nie miej z nią kontaktu. Nigdy, dziewczyno. Całe szczęście, że Ciebie nie zaatakowała, byłaś we krwi. - powiedział lekarz i opuścił mnie.
To była psychiczna historia. Jak z jakiegoś filmu. Horroru. Ostatni raz widziałam ojca na pogrzebie. Jego ciało, blade, wychudzone, w czarnym garniturze spoczęło na wieki pod ziemią. Miałam wtedy 17 lat. Zaraz po tych zdarzeniach przeprowadziłam się do Lakesitt. Teraz tu jestem. Chodzę tu do szkoły. Próbuję zapomnieć... Próbuję żyć. Powspominałam. Połkałam. Następnie wytarłam oczy chusteczką i popatrzyłam na zegar szkolny. Następnie poszłam na lekcje. Była 7:47. Usiadłam przy pianinie i poddałam się refleksjom wspominając ukochanych rodziców. Wspominając tamto życie. Teraz byłam tu. I byłam niepasującym puzzlem całej układanki. Teraz tylko miałam nadzieję, że coś odmieni moje życie, albo że ja odmienię czyjeś. W końcu byłam Nadzieją... W końcu nią jestem. I będę nią do końca życia. Będę samotną, dziwną pianistką, będę barmanką, która jest ekspresjonistką.
Evelyn Hope.
Ten rozdział strasznie poruszył moje serce. Mam nadzieję, że trochę się namąci w jej życiu i nie będzie ona już samotna.♥
OdpowiedzUsuń~. Rosalie
To już od innych zależy, czy coś się stanie. :D Dziękuję, że poruszył, to początek. :)
Usuń~. Evelyn.